wtorek, 31 grudnia 2013

prawdziwy mężczyzna

Dzięki Bogu powoli odchodzi w zapomnienie przekonanie, że prawdziwy mężczyzna to ten twardy typ co to do domu wypłatę przynosi i nic poza tym nie robi. A dziećmi to zaczyna się interesować w momencie, gdy już może razem z nimi bawić się kolejką lub jeździć na quadzie.

Dziś już wiadomo, że prawdziwy mężczyzna nie boi się ścierki, odkurzacza, żony w połogu, kupy w pieluszce czy wyparzenia laktatora (w dodatku wie co to jest i do czego służy!). Nie wyobrażam sobie, by ojciec nie chciał przytulić i przebrać swojego dziecka, wykąpać, powygłupiać się do niego i bujać godzinami, gdy nie może zasnąć. Nie wyobrażam sobie też by nie chciał być przy narodzinach swojego dziecka, żeby nie widzieć żony w - nie oszukujmy się - mało korzystnym świetle... Nie wyobrażam sobie, by zaraz po porodzie nie robił (zamawiał, organizował..) śniadań, obiadów, kolacji, nie przynosił kawy, herbaty, soków, podczas gdy żona jeszcze dochodzi do siebie po trudzie narodzin...

A tak naprawdę, wychodząc za mąż, czy też wiążąc się z danym mężczyzną nie możemy mieć żadnej pewności co to będzie w momencie gdy na świecie pojawi się potomek. Myślę, że nawet największa miłość może zgasnąć, jeśli mężczyzna nie okaże się mężczyzną prawdziwym.

Ja sama do tej pory nie byłam świadoma ile szczęścia mam i to tuż pod nosem. Bo mój Szanowny Małżonek w chwili próby okazał się stu-procentowym, najprawdziwszym mężczyzną. Moją skałą. Bo tylko dzięki Niemu, przez te wszystkie trudy, baby-bluesy i inne depresje udało mi się przejść. Bo wytrzymał moje wrzaski na sali porodowej i dał sobie prawie połamać rękę, ale mnie nie puścił. Bo biega na drugie piętro w kółko z kuchni, żeby spełnić moje zachcianki żywieniowe. Bo wie do czego służy pralka i nie boi się jej użyć. Bo jak po raz n-ty zostawię telefon w samochodzie, to mi po niego poleci. Bo nieważne, że jestem nieumalowana i jeszcze nie zrzuciłam wszystkich ciążowych kilogramów. Bo potrafi zrobić rosół... 

A przede wszystkim dlatego, że jest najwspanialszym ojcem na świecie. I nie boi się synowskiej kupy, niezależnie od pory dnia czy nocy. Bo nie wstydzi się wygłupiać i całować małe stópki.

I może być czasem nerwowo. I może być czasem gburek. To nic nie znaczy.

Spełnia moje marzenia, mój prawdziwy Mężczyzna, mój Mąż.

I dzisiaj w Twoje imieniny dziękuję Ci. Za to, że jesteś. Zawsze bądź. 
KOCHAM najbardziej na świecie. Ja i syn :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz